Tadeusz Olszański: Nasza narodowa

Felieton

Tadeusz Olszański: Nasza narodowa

Mam nadzieję, że nikogo nie zdziwi, że dziś na moim stoliku postawię trzy główne potrawy naszej narodowej kuchni. Żeby to ustalić przeprowadziłem prywatną ankietę, bo póki co nie spotkałem się z tego typu oficjalną klasyfikacją. Przepytałem więc, również telefonicznie, blisko pół setki przyjaciół oraz znajomych i otrzymałem przewidywany rezultat.

Wszyscy bowiem na pierwszym miejscu wymienili bigos jako reprezentacyjne danie polskiej kuchni oraz pierogi jako drugie. Trzecie miejsce natomiast zdobył żurek, nieznacznie tylko wyprzedzając barszcz z uszkami. Z taką kolejnością zgadzają się też nasi mistrzowie kuchni. Osobiście cenię i zawsze mi smakowały właśnie te potrawy, a mój bigos, którym swego czasu się chwaliłem, robiłem z wielką pasją, całymi dniami. To kulinarne dzieło ukoronowane zostało także przez Adama Mickiewicza, który w „Panu Tadeuszu” nie omieszkał zauważyć, iż „… w słowach wydać trudno Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną”.

Rozpisałem się o bigosie nie tylko z jubileuszowych względów, ale również pory roku, bo jesień i zima sprzyjają tej potrawie. W ciepłych krajach nie sposób go zrobić. No i tu problem, ponieważ bigos nie był w stanie wejść do światowej gastronomii. Znany jest w Polsce, ale i Polska jest znana z bigosu, jako z czegoś wręcz niepowtarzalnego! Co innego pierogi. Właśnie robią karierę. Dzięki prowadzonej od lat przez Kraków promocji. Otóż co roku, pod koniec sierpnia, na Małym Rynku, odbywa się tradycyjny już Festiwal Pierogów. W zainicjowanej 15 lat temu przez Kongregację Kupiecką imprezie uczestniczą najlepsze restauracje Krakowa. W tym roku o miano najlepszych pierogów konkurowały stoiska 15 restauracji, serwując dziesiątki różnych rodzajów. Rozpisałem się o liderach polskiej kuchni, a przecież jest jeszcze żurek i tradycyjnie podawany na wigilię barszcz. Proszę zauważyć, że kolory tych obu zup tworzą nasze biało-czerwone, narodowe barwy, a zatem są patriotyczne, co sobie z okazji 100-lecia niepodległości pozwalam podkreślić.

Obie zupy nie znalazły się w zagranicznej gastronomii. Chociaż u nas, zwłaszcza żurek, zajadany jest przez turystów z całego świata i pytają o przepis. Gorzej z barszczem. Raz czy drugi, moi zagraniczni goście tylko z podejrzeniem patrzyli na kryształowo czerwony barszcz, a potem wyławiali uszka. Żurek i barszczyk wymagają więc promocji. Tym bardziej, że byłyby to przecież tak poszukiwane dziś wszędzie wegańskie nowości. Dodam, że na tej fali dużą popularność zdobyła w Londynie ćwikła, która też należy do polskich specjalności. Bo to my odkryliśmy wartość buraka w tej postaci. Kilka lat temu podano ćwikłę jako dodatek w jednej z polskich knajpek Londynie i tak zasmakowała Anglikom, że dziś oddzielnie figuruje w jadłospisach liczących się restauracji. Jubileusze na ogół sprzyjają sztuce kulinarnej i korzystają z gastronomii. Obecny, najważniejszy, bo naszego 100-lecia, również, że przywołam tu tylko jedną z wielu imprez.
Tegoroczna edycja Warszawskiego Festiwalu Kulinarnego, odbyła się bowiem przy „Królewskim Stole” w Wilanowie. Oczywiście pod patronatem Muzeum Pałacu Króla Jana III. Francuski kucharz David Geboriaud przypomniał i przygotował potrawy słynnych „Czwartkowych Obiadów” podawane za czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego przez Paula Tremo, też Francuza. I jak na Małym Rynku, tak i w Wilanowie były tłumy, również turystów, którym coraz bardziej smakuje polska kuchnia.
TADEUSZ OLSZAŃSKI
publicysta, krytyk kulinarny,
dziennikarz, autor licznych książek

Udostępnij artykuł